Z miernikami i mierzeniem grubości lakieru w autach zabytkowych jest jak z brzytwą. W rękach uświadomionego użytkownika to cenne narzędzie, można się pięknie ogolić,ale daj brzytwę małpie,a pochlasta siebie i jeszcze kogoś. Zabytkowa motoryzacja raczej nie jest dla ludzi,którzy na samą myśl,że ich ukochana fura mogłaby mieć, powiedzmy 300mikronów, dostają wysypki. I ciekawe,czy fetyszyzacja mierników,to nasza,polska specjalność,coś jak parawaning i kiełbaski z przenośnego grilla, czy jednak to trend ogólnoświatowy?