Aby auto było zarejestrowane na tzw. żółte tablice wcale nie musi mieć 25 lat! Jest szereg innych uwarunkowań pozwalających ubiegać się o żółte blachy. Z tego co mi wiadomo, wystarczy, iż autem jeździła znana osoba, auto brało udział w znaczących imprezach sportowych, zostało wyprodukowane w niewielkiej liczbie egzemplarzy...
Prawnikiem nie jestem, ale wydaję mi się, że ściganie przez prokuraturę konserwatorów zabytków z powodu wątpliwej zasadności wpisania samochodu do rejestru zabytków to lekka przesada. Jest dużo poważniejszych spraw nadających się dla prokuratorów. A nawet gdyby ścigać taką osobę, to jakie jej postawić zarzuty? Na jaki wyrok skazać? Czy nie obowiązuje w PL zasada iż kara powinna być proporcjonalna do popełnionego czynu??
Razem z moim ojcem posiadamy zabytkowy pojazd a mianowicie Opla Kapitana z 1939 roku. Pojazd początkowo znajdował się w opłakanym stanie, brakowało niemal wszystkiego, począwszy od silnika i większości osprzętu, skończywszy na klamkach. W związku z czym, po blisko trzech latach poszukiwań zdecydowaliśmy zastosować inny silnik, z innego zupełnie auto, lecz o podobnych rozwiązaniach konstrukcyjnych i prawie z tego samego okresu. A ramki okien dopasowaliśmy od dużego fiata:) Czy w związku z tym, iż w aucie, którego produkcja ruszyła dosłownie na kilka miesięcy przed wybuchem wojny, które zostało wyprodukowane w zaledwie 25 tysiącach egzemplarzy (do jesieni 1940 roku), z czego około czterech tysięcy przed wojną (właśnie ten egzemplarz pochodzi z przed wojny) zastosowano przy odbudowie trochę nowocześniejszy silnik to nazwiemy go neoklasykiem? I nie powinien mieć on prawa do żółtych tablic? Znalezienie jakichkolwiek części czy nawet drugiego egzemplarza jako dawcy graniczy w tym wypadku z cudem, i to nie tylko w PL ale i w EU i na świecie!
To było trochę
ale chyba nikt się nie obrazi, a wracając do tematu MK II:
Mi się on podoba! Co prawda lusterka boczne średnio pasują i mogę mieć lekkie zastrzeżenia do wnętrza, czy nie jest nazbyt współczesne, ale pomyślmy sobie tak:
W USA takiego MK II jak by dorwali, to na bank by mu skrócili kabinę o 20cm, coś tam dospawali, wsadzili silnik V8 od jakiegoś camaro, oczywiście "piękne" alusie, szerokie lacze, audio z głośnikami o promieniu większym niż dorodne arbuzy. Do tego płomienie na masce, albo rdza i wtedy dostał by plakietkę Hot Rod albo Rat Rod. I co? I wszyscy byli by zadowoleni, klaskali by... Tak więc chwała komuś za to, że nie zrobił z tego totalnej wiochy, ale starał się zachować kształt i charakter auta, jedynie ulepszając auto do współczesnych standardów i wymogów jeśli chodzi o wygodę użytkowania na co dzień. Bo taki kilkudziesięcioletni pojazd, w 100% oryginalny nie nadaje się do jazdy do pracy, na uczelnię i po zakupy pod supermarket, a tak, dzięki pracy niektórych ludzi, piękne auta, mimo upływu lat zostają z nami, na naszych ulicach i to powinno cieszyć:) Prawdopodobnie ta przeróbka została dokonana w najmniej inwazyjny sposób i w razie potrzeby bądź też zachcianki właściciela będzie istniała możliwość powrotu do stanu, nazwijmy to dla uproszczenia "fabrycznego". Takie rozwiązania popieram