Zapomniałem nadmienić o zużyciu energii. Nie ma stałego poboru prądu. Można wyróżnić dwa stany urządzenia, zmieniają się one cyklicznie: 9 mA przez około 3 sekundy i 16 mA przez następne 3 sekundy i tak na okrągło.
To by wskazywało na to, że urządzenie jednak "coś robi", tzn. nie jest tylko pudełeczkiem z diodą...
Mam jeszcze jedno pytanie/wątpliwość (od razu zanzaczam, że nie byłem orłem z chemii ) - czy blaszki-próbki nie powinny trochę wystawać z roztworu, zwasze wydawało mi się, że korozja to rodzaj utleniania, więc jak sama nazwa wskazuje potrzebny jest tlen. Tylko nie śmiejcie sie ze mnie jak palnąłem jakąś głupotę
Witam.
Słuszne stwierdzenie.
Tlen jest ważnym czynnikiem w korozji.
Jednak na pierwszy ogień postanowiłem wsiąść pod lupę działanie ochronne urządzenie na przykładzie czystej korozji elektrochemicznej.
Jeżeli jednak nic się nie będzie działo, jako pierwszy stopień zaostrzenia testu mogę dodać pewna ilość perhydrolu czyli wody utlenionej ( H2O2 )
Jak wiadomo jest to związek nie trwały i ulega rozkładowi na wodę i tlen atomowy.
Tlen atomowy jest bardzo aktywny, i chętnie łączy się z innymi związkami.
Wodny roztwór perhydrolu i chlorku sodu to jeden z najbardziej agresywnych roztworów.
Niczym nie zabezpieczona blacha stalowa rdzewieje wprost w oczach.
Trzecim stopniem testu może być dodanie 10 ml kwasu siarkowego.
Sól kuchenna powinna wystarczyć, z resztą tlen samoczynnie rozpuszcza się w wodzie, tak wiec w jakimś stopniu występuje w roztworze.
Tak wiec kierują się starą mądrością ludu: poczekamy zobaczymy.