Chciałbym się ciepło przywitać ze wszystkimi Forumowiczami – od 2 tygodni jestem posiadaczem S-Type’a 3.0 ’04. Nie jest to mój pierwszy samochód w życiu i nie jest to pierwsze forum, ale i tak uprzejmie proszę o łagodne traktowanie i niski wymiar kary w razie popełnienia którejś z forumowych zbrodni
Zawsze miałem tendencje do ulegania fascynacji nieco mniej oczywistymi modelami samochodów. Oprócz szeregu aut służbowych (od Seicento 900, przez Lanosa, Opla Astrę do Hondy Accord, BMW 3 i Volvo S60) miałem też okazję posiadać w przeszłości lub długo użytkować w rodzinie kilka mniej sztampowych aut, m.in.:
- 6 x Jeep (3 x XJ, 1 x WG, 1 x KJ, 1 x YJ), w tym 2 ostro upalane w terenie
- 2 x Alfa Gtv 3.0 Busso
- 2 x Audi TT 1.8N (ośkę 180KM i quattro 225KM)
- Mazda MX-5 1.6 NBFL.
A teraz? Pod domem stoi rodzinne Volvo XC60 do użytku „ogólnego” i jeszcze przez chwilę postoi Audi A6C5 2.7 Biturbo Avant manual, które miało spełniać funkcję dość szybkiego i pojemnego „dogmobile” (mój starszy labrador niechętnie wskakuje do XC60 – za wysoko). Żona ujeżdża unikatowe dość Audi TT 1.8Q z ’99, które zostało poddane totalnej restauracji (rozebrane do gołej blachy, silnik poskładany od nowa, ponaprawiane i powymieniane co się dało, a całość wystrojona na 270KM/350Nm z wynikami 0-100 5.5 i 100-200 16.4 wg Race Logic), a ja……cóż, serce zaczęło wyć do jakiegoś auta, które mógłbym pokochać i wybaczać mu pobyty u lekarza czy różniste fochy.
Padła więc decyzja o rozstaniu się z Audi A6C5 (nie chcę spamować w pierwszym poście, ale…jest do sprzedania
) – wprawdzie funkcję „bagażnikową” spełnia, szybkie jest jak diabli (wystrojone na 300KM), ale ma w sobie erotyczny powab kierowniczki referatu w ZUSie z 40 letnim stażem – każde niedomaganie wywołuje we mnie wściekłość, a nie smutek i troskę. Uznaliśmy, że pojawi się składana rampa dla labradora-seniora, żeby biedaczek wtoczył się do XC60 i poszukamy czegoś do jeżdżenia dla mnie. Budżet z uwagi na inne biznesowe inwestycje bardzo skromny, a wymagania duże. Z racji na to, że czasami mam spotkania zawodowe, na które nie do końca powinienem pojechać Fiatem Uno czy 10-letnią Skodą Fabią, padła jedynie słuszna decyzja – szukamy auta, które jest niedrogie, ale jednocześnie dysponuje charakterem pozwalającym na zakochanie się w nim i wybaczanie fochów. Jednocześnie auto powinno klasyfikować użytkownika w oczach osób trzecich jako konesera-hobbystę (czytaj – „jeżdżę tym bo chcę, a nie bo nie stać mnie na nową G-klasę”).
Differentiate or Die – proste. Dodatkowo miało nie być powrotu do przeszłości czyli żadnych Jeepów czy Alf. No i, z racji postępującego kryzysu wieku średniego, odmówiłem jazdy czymkolwiek, co nie ma przynajmniej 200KM i napędu 4x4 lub RWD
Niełatwe zadanie.
Grzebanie po otomoto czasami przypomina przeszukiwanie portali społecznościowych w poszukiwaniu starych znajomych. Można przypadkiem wpaść na jakąś niespełnioną miłość sprzed lat, o której nieco się zapomniało, lecz gdzieś w zakamarkach serca ślad po nieskonsumowanym pożądaniu pozostał. I w ten sposób wpadłem na oferty kotów. Z racji tego, że w domu kotów futrzastych jest sztuk 5, naturalna stała się potrzeba „dokocenia” stada kolejnym osobnikiem. Jaguar bez problemu spełnia wszystkie cele opisane powyżej – z nieznanych do końca powodów nigdy żadnego nie miałem, a nawet żadnym chyba nie jechałem (może przez chwilę kiedyś w UK jako pasażer w jakimś X-type, ale wspomnienie jest odległe i mgliste). Natychmiast przypomniałem sobie, że przecież widok jakiegokolwiek XK8 czy XKR pierwszej generacji w wersji coupe niezmiennie wywołuje we mnie erotyczne niemal doznania! Pada decyzja – kupujemy Jaga!
No to sprawdzamy na co nas stać. Okazuje się, że niestety najtańsze XK dwukrotnie przekraczają założony budżet. Westchnąwszy z żalem, szukam dalej. W jakimś komisie przymierzam się do X-type ale trochę za ciasno no i nie jest to coupe. Wpadam na S-Type. To wprawdzie sedan (a przecież miało być jakieś coupe), ale….o rany, jest śliczny!!! Trochę grzebania po forach i artykułach i już wiem, że raczej warto koncentrować się na poliftach. Oczywiście oferty przeglądam począwszy od…Type R
Niestety, jedyna w ciekawym budżecie ok. 21k jest w Luboniu pod Poznaniem. Dzwonię, ale coś mi się w rozmowie nie podoba. Okazuje się też po dłuższych dociekaniach, że klima dead. Hmm, jechać-nie jechać? Wysłać rzeczoznawcę? A może uspokoić ambicje i zacząć przygodę o bardziej popularnego choć mniej podniecającego 3.0 V6? „R” i tak już nieco nadwyręża budżet, a jak coś poważniejszego klęknie zaraz po zakupie? No i klima do zrobienia co zazwyczaj oznacza „będzie drogo”. Co robić? Szklanka zimnej wody i….. szukam jednak 3.0. Jest w Warszawie – drogi jak na 3.0, ale na oko ładnie wyglądający polift.
A teraz kolejny już w moim życiu dowód niepoprawnego ryzykanctwa i głupoty – umawiam się, jadę i po pobieżnych oględzinach i krótkiej jeździe próbnej oczywiście zakochuję się w S-Type bez pamięci i wracam nim do domu (3.0 z 2004)!!! Wariactwo, ale historyczne dane statystyczne wykazują, że w 70% przypadków trafiam dobrze. Mam nadzieję, że tym razem też tak będzie.
Oczywiście pierwsze mycie i…..pierwszy „zonk” – pod fotelem pasażera basen!!! Dywaniki aż chlupoczą, wyciskam kilka ręczników pełnych wody. Woda też pod tylną kanapą. Buuuu, niefajnie. Grzebanie po forach, nerwowe telefony do sprzedawcy i pierwsza „googlowa” diagnoza – zatkane odpływy szyberdachu. Sprzedawca załatwia mi poza kolejką wjazd do swojego mechanika-weterynarza od kotów i po kilku godzinach kotek zdrowy – diagnoza była trafna. Ufff!!!!
Następnego dnia trasa 500 km – bez zająknięcia, zakochuję się coraz bardziej. Nieco pływa przy jeździe na wprost, choć w zakrętach trzyma się świetnie. Zmiana biegów z 1 na 2 nieco „szarpliwie niezdecydowana”. Powolutku wyleczymy.
Powrót do Warszawy nocą – nagle, na krętej drodze w środku lasu wyłączają się wszystkie światła i podświetlenie tablicy. Na sekundę czy dwie i powracają samoistnie. Za chwilę znów. Robi się nerwowo. Na stacji benzynowej dokręcam klemy. Przez 100km spokój, zaczynam się odprężać. Przedwcześnie. Jeszcze 3 czy 4 razy mam totalny blackout. Jakoś udaje się ostrożnie dotoczyć do domu. Następnego dnia klemy przeczyszczone, porządnie zakręcone – w jeździe miejskiej nic się nie dzieje, trasy na razie nie planuję, zobaczymy. Nalotu na klemach było sporo, może przeczyszczenie rozwiąże problem.
Zaprzyjaźniamy się – to znaczy, ja się w nim zakochałem (dostał na imię Winston), a on – jak to kot – rozważa, czy warto obdzielić mnie jakimkolwiek uczuciem. Zobaczymy.
Planów modyfikacyjnych raczej brak. Na razie, po zrobieniu porządnego przeglądu i upewnieniu się, że mechanicznie jesteśmy zdrowi, mam zamiar doprowadzić Winstona do maksymalnie dobrego stanu seryjnego. Pewnie wymiana amorów i opon, poprawka mocowania wydechu (nierówno wystają końcówki, brak jakiejś zaślepki do mocowania fotelików, może regeneracja fotela kierowcy i wymiana pasów bezpieczeństwa. Są rysy na szybie przedniej od wycieraczki i na bocznych (piach pod uszczelkami?) – do spolerowania, tak jak reflektory. Z reflektorami walczyłem sam, ale ręcznie więc efekt połowiczny.
Jeden mod by się jednak przydał – jakaś sprytna rzeźba pozwalająca wstawić stację multimedialną (wersja z dużą navi). Poczytałem już, że temat nie jest prosty. Na razie odsłuchuję płyty + transmiter FM dla Spotify, ale jakość dźwięku z transmitera jednak słaba. Czekam, aż ktoś z sukcesem wszczepi jakąś multimedialkę do naszych cudownie skomplikowanych systemów na kablach optycznych.
Jeszcze raz witam wszystkich serdecznie – to cudne samochody, a zazwyczaj takim jeżdżą ciekawi, nietuzinkowi ludzie więc liczę też na nowe, interesujące znajomości.
Pozdrawiam!
Quarter