Link był nie do oceny, a jedynie przykładowy, ale znikł, więc nie ma tematu.
Oglądając samochody mam wrażenie, że aby zdobyć jaga S lub XJ w faktycznie dobrym stanie trzeba by wyłożyć, na dzień dobry, ponad 30 tys. Mam wrażenie, poparte zewnętrzną analizą i opisem, że kwoty rzędu 20 tys. tak naprawdę nie dają skoku jakościowego w stosunku do tych za ok. 10 tys. Może poza wizualnym stanem karoserii. Moje rozumowanie opiera na tym, że w większości są to samochody sprowadzane, których tak naprawdę nikt dogłębnie nie sprawdził. Nie ma gwarancji, że przy analogicznych przebiegach ponad 200 tys. w tym droższym nie padnie skrzynia, oprzyrządowanie silnika, itp. Wyszedłem z założenia, że i tak trzeba będzie sukcesywnie samochód wyprowadzać na prostą. Kupując tańszy niejako te koszty odwlekam w czasie, rozkładam, tak jakbym uruchomił prywatny system ratalny :-) Jeżeli nadkola i progi nie są totalnie zgniłe - koszt prac blacharskich i potem zabezpieczenia lakieru nie jest wydatkiem zasadniczym. Podobnie jak renowacja skóry w środku. Diabeł tkwi pod maską. Tam ukryte są prawdziwe koszty. Większe pieniądze można zainwestować na starcie w samochód od pasjonata, członka klubu, itd. W innych przypadkach nie mam wiary w "stan idealny". Podsumowując wolę chyba dać na starcie 10 i dołożyć kolejne 10, nawet 15, niż dać od strzału 20-25 za niewiadomą.