Od dwoch tygodni nie ruszylem kota ( 2,1 l. V6 benzynka, Anno Domini 2002 z przebiegiem 98350 kms) drzemiacego na parkingu pod moim blokiem.
Wszystko mam w poblizu mojego pomieszkania - i na tak krotkie przejazdy biore primere mojej Pani.
Pogoda piekna - nalezy przejechac sie kotem aby nie skapcanial w bezruchu.
Naciskam telecomande - drzwi sie nie otwieraja. Otwieram je mechanicznie - kluczem.
Wlaczam kontakt - woltomierz wskazuje mi 11,2 V. Baterie mam oryginalna, nowa wiec dziwi mnie to trwiec elekrtcznie wszystko zdaje sie byc OK.oche.
Wlaczam kontakt - kot odpala natychmiastowo . Woltomierz wskazuje ladowanie 14,9 - 15.0 V - to mnie uspakaja.
Potem po 10 kms napiecie ladowania utrzymuje sie na poziomie 12.9 V.
W pewnym momencie zauwazylem na trzech licznikach ( temperatury, obrotow i szybkosciomierzu° - tuz pod osiami wskazowek delikatne niebieskie swiatelka -
jakby palace sie diody - ktore nigdy przedtem sie nie manifestowaly.
Po zatrzymaniu sie na parkingu i wyjeciu klucza ze stacyjki te diody ( ? ) ciagle palily sie na niebiesko.
Udalem sie wydac troche grosza - po powrocie stwierdzilem ze swiatelka zgasly. Kot jedzie bezblednie - blachy ma jak nowe w najpiekniejszym kolorze tej marki.
Czy to nalezy rozumiec jako zjawisko paranormalne? Czy to jakas dla mnie przestroga?
W ostatnich miesiacach trzech moich przyjaciol opuscilo niespodziewanie ten ziemski padol - czyzby wolali mnie na czwartego do brydza?
Nie wiem co o tym sadzic - pomozcie! Pomozecie?