Wiec, dla wszystkich, ktorym sie nie udalo dojechac, "krotka" relacja z zajefajnego spotkania na Mazurach.
Zgodnie z planem, spotkalismy sie kolo 12 (no dobra, klamalem, byla juz 13a bo ruch na siodemce byl wiekszy
niz sie spodziewalismy) i czekalismy na dojazd kolumny, ktora z powodu kilku objazdow takze nieco sie
spoznila. Ale radosc na twarzy wszystkich pokazalo, jak warto bylo poczekac.
Po krotkim postoju i powitaniu grupa 6 aut (2 E-Type-ow cabrio, MK2, XK140, XJS-a pozbawionego dachu oraz
TVR-em, ktory byl samochodem zastepczym dla XJS-a ktory niestety tydzien przed wyjazdem ulegl wypadkowi)
oraz ich przesympatycznymi wlasicielami, kierowcami oraz pilotami, udalismy sie do posesji Anii i Juliusza, zaledwie
kilometr dalej. Jak to jest w Polsce, dojazd prowadzil nas przez krociutki odcinek drogi polnej, gdzie kolega z
TVR-em niestety mial swoje problemy. Odstep miedzy nadwoziem a droga okazal sie zbyt maly, ale po krotkim
postoju dalismy rade (i juz wiemy, dlaczego taki interesujacy pojazd nie pokaze sie raczej na polskich drogach).
Widok po wjezdzie na teren Anii i Juliusza byl nie z tej ziemi: Czekaly na nas nie tylko swieze pieczone ciastka,
napoje, usmiechniety komitet powitalny, ale takze 2 sztuki pieknych odrestaurowanych MK2, XK w stanie surowym
(ktory mimo ze reprezentowal gola blache cieszyl sie najwiekszym uznaniem wszystkich gosci), niezawodna IIIa
seria, a takze czarny X-Type oraz Mercedes 280 SL jako goscie specjalni. Ciasno sie zrobilo po wjezdzie wszystkich
aut, nie tylko slonce bylo cieple ale przede wszystkim atmosfera. Pogoda dopisala, a na wszystkich twarzach
wielki usmiech, co spowodowala niezwykla mila atmosfera. Pobyt u Anii i Juliusza, mimo ze mielismy ochote tam
zostac jeszcze dluzej, nieco skrocilismy aby dojechac do zamku w Malborku. Potezna kolumna spowodowala, ze
caly ruch w pieknym miasteczku ulegl sparalizowaniu. Albo reszta uczestnikow ruchu drogowego po prostu sie
zatrzymala aby popatrzec na nas, albo zostala zatrzymana na chwile przez policjantow, ktorzy nam zapewnili
bezposredni dojazd pod zamek.
Pod zamkiem bylismy powitani przez prawie prawdziwego krzyzaka, ktory pilnowal skarby motoryzacyjne w czasie,
w ktorym udalismy sie na wspolny obiad w ogrodku zamku oraz na jego zwiedzanie.
Pelni wrazen zrobilismy jeszcze rundke honorowa pod samym zamkiem po czym udalismy sie na rajd do Pasymia.
I co mam tu opowiadac. Ponad 170 kilometrow wrazen, kolumna przepieknych aut w urodzie Mazur. Nie do opisania.
To bylo przezycie nie tylko dla nas, ale takze dla wszystkich, ktorzy to wiedzieli z zewnatrz. Wszedzie ludzie sie
zatrzymuja, patrza, usmiechaja sie, pozdrawiaja, trabia, robia zdjecia. 2 razy sie zatrzymalismy, aby podziwiac
krajobraz, pogadac, zatankowac. Atmosfera nie do opisania.
Z lekkim poslizgiem bylismy po godz 20 w Pasymiu, gdzie goscie sie zakwaterowali w przepieknym osrodku z
widokiem na jezioro. Zostawilismy samochody gosci i udalismy sie w przygodowa podroz do naszego osrodka.
Zbiorka na parkingu osrodka krzyczala w 3 jezykach "jestesmy glodni!" i juz chciala sie udac na spacer w kierunku
kolacji. Jak przesympatyczna kadra osrodka nas poinformowala, osrodek jest zbyt duzy, zebysmy tam dotarlii na
pieszo - a czekala na nas juz przedluzona niemiecka limuzyna (Audi Kombi) oraz bialy Melex, ktorymi udalismy sie
na wyjazd przez Mazurski las, dla mnie osobiscie, jako pasazera Melexa, stojacego na tyle, byla to jedna z
najbardziej interesujacych podrozy z calego zycia.
Wychodzac z lasu, juz z daleka bylo widac wielkie ognisko oraz czuc zapach grilla. To, co potem bylo na miescu,
bylo jeszcze lepsze. Super chata grilowa, wszystko juz na nas czekalo, pyszne zarcie, polskie piwo i wodka,
sympatyczny zespol z osrodka, ktory do godz 4 nad ranem spelnil kazde nasze zyczenie. A wieczor w gronie
miedzynarodowej grupy Jaguarzystow nie musze i nie bede opisywac. Zdradze tylko tyle, ze im mniej piwa w
beczce, tym rzadziej bylem proszony o tlumaczenie. Kazdy rozmawial z kazdym, po polsku, po angielsku, po
niemiecku (na koniec wieczoru kazdy stal sie poliglotom) oraz na migi. To, ze kazdy tego wieczoru znalazl nowych
przyjaciol zostal przez szefa niemieckiego klubu "Classic Jaguar Collectors Club", Wilhelma Cardinala von Widdera,
zmanifestowany: Wszyscy obecni Polacy (oraz jednego imigranta) stali sie honorowymi czlonkami jego klubu.
Po bardzo krotkiej nocy (impreza po powrocie z ogniska podobno trwala dalej nawet do 6ej...) udalismy sie na drugi
koniec jeziora, gdzie nie bez lez pozegnalismy nowych przyjaciol oraz ich maszyny. Piekny, sloneczny, emocjonalny,
techniczny, zajebisty krotki weekend pod znakiem kotka dobiegl konca. Czas lecial az za szybko, kosztowalo to
wszystkich duzo energii, ale warto bylo. Do nastepnego razu.